Tymczasem koncert Indios Bravos odbył się bez zakłóceń. Jeżeli można oczywiście tak powiedzieć. Zakłócenia były i to duże. Nie dało podejść się pod scenę i zrobić jakiegoś normalnego zdjęcia bez uszczerbku na zdrowiu. Samo przejście tam i z powrotem i człowiek wyglądał jakby po dwóch godzinach ćwiczeń przyszedł w stroju gimnastycznym. Nie doświadczyłem tego, nie zaryzykowałem. A tu jeszcze trzeba było przeciskać się przez tłum rozentuzjazmowanych piszczących w duchu lasek ... Guuutek Guuutek ;-). Omijając wszelkie przeciwności losu, stanąłem sobie grzecznie na samym końcu i zrobiłem kilka kadrów, takich samych, z różnymi grymasami na twarzy wspomnianego wcześniej Gutka i reszty jego ekipy. Niestety nie będzie Wam dane zobaczyć na zdjęciach jakie buty czy nawet spodnie mieli na sobie ( a może nie mieli?), bo tłum zgromadzony przeszkadzał mi, ot tak. Ludzie nie rozumieją czasem że praca fotografa, nawet jak jest czysto hobbystyczna, jest ciężka i czasami trzeba, wspomnianemu fotografowi ułatwić życie i się rozstąpić. Ale nie, można prosić krzyczeć i nic. W d to mam.
Muzycznie, bardzo przyjemnie. I niespodziewanie dla mnie, dosyć długo grali. Ale żebym coś zanucił to niestety nie pamiętam, Konrad mi przeszkadzał, chodził z tym aparatem i udawał że potrafi zdjęcia zrobić. Wszystko przedłużyło się o jedno piwo co miało wpływ na koordynację ruchów. A że czasami trzeba i obiektyw zmienić, przy jednej z prób nieudolność jaka wystąpiła po Specjalu spowodowała upadek szkła jednego z wysokości znacznej, powodując małą niedogodność w używaniu tegoż szkła na przyszłość. Myślę, że jakieś 500 mniej w odsprzedaży. @$%#^%$#*&#@$%.
I tak właśnie się koncert ów zakończył. Ekipa grzecznie wyszła rozdać autografy, zrobili sobie kilka pamiątkowych zdjęć z Tubylcami. Pogadali o niczym i chyba pojechali. Myślę, że tak, że tak. Tak. Mhm. No. Warto było być.
Indios Bravos, secik na Flickr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz